Nie wiem, ile miałem lat, 8, może 9. Wakacje spędzałem u babci na wsi. Coś robiliśmy na polu, niby pomagaliśmy. Upał. Totalny. Taki że powietrze można widelcem nabierać. I przuszła ciocia z kawą zbożową w blaszanej bańce… Cudowna…
Wielokrotnie próbowałem potem, po latach poczywiście, odtworzyć ten smak kawy zbożowej. Niemożliwa niemożliwość… Ciocia mi robiła, mówiła że identyczna… Coś obrzydliwego…
To se newrati pane Hawranek, to se newrati…